Nic mi się nie udaje

13:00


Kolejny wpis o moim lenistwie (kilka ich na pewno jeszcze będzie), ale jest to dla mnie swego rodzaju autoterapia, że tak powiem. Mogę tutaj wyrazić to, co o sobie myślę i poddać krytyce. Dzięki temu mogę również zebrać prawdziwe myśli i po prostu pozwolić przelewać się im poprzez klawiaturę prosto na tego bloga. Bez żadnego zastanowienia, tylko czyste, nagłe myśli.

Ale tak, nic mi się nie udaje i jestem tego świadom. Oczywiście nie dosłownie nic mi się nie udaje, nie jestem aż taką życiową ciamajdą, ale mam tu głównie na myśli moje marne samozaparcie i samodyscyplinę, co ewidentnie u mnie widać. Nie potrafiłem nigdy wziąć się porządnie za siebie i zacząć zdobywać postawione sobie cele. Zawsze pojawiała się na horyzoncie pewna mała przeszkoda, czy to komputer, czy to jedzenie, czy cokolwiek innego, ale skutecznie rozpraszającego moją uwagę i chęć działania.


Po pierwsze, zdecydowanie brak mi motywacji.
Umysł chce i to bardzo, ale dupa odmawia posłuszeństwa za każdym razem, kiedy choć troszkę opuści fotel. Najważniejszym krokiem jest wstanie z niego, to jest ten pierwszy szczebelek ku lepszemu sobie.

Dlatego właśnie myślę, że nie mam w sobie wytrwałości.
Bo kiedy za każdym razem, keidy chciałem coś zrobić, od razu odkładałem to na potem, a potem na potem, itd. Motywacja na pewno zapewnia jakiś start, ale wytrwałość pomaga przetrwać dalszą próbę. Jeśli chce się przerwać to, co się zaczęło, trzeba pomyśleć o tym, ile czasu już się na to przeznaczyło i czy nie szkoda tego zmarnować.

Moje cele zawsze były wygórowane.
Co jak się okazuje było moim głównym powodem klęsk. Swoje cele należy umieszczać w małych rzeczach i wspinać się szczebelek po szczebelku, jak najmniejszym. Od razu z góry zakładałem, że wszystko przyjdzie od razu, w jak najlepszych efektach, a to nie o to chodzi. Trzeba zakładać sobie, że wszystko przyjdzie z czasem, pomalutku.

No i oczywiście zawsze te wymówki.
Wymówki są moją zmorą od zawsze. Jestem chyba największym krętaczem na świecie, zawsze znajdę coś, żeby nie robić czegoś innego. Nawet ścianę umyję jak trzeba!

No ale chyba najważniejsze jest to, że nigdy nie miałem wiary w samego siebie.
Oglądałem innych, jak oni zapracowali na siebie i zrobili to, czego ja nie potrafiłem. Chciałem pójść w ich ślady, ale nie mogłem znaleźć w sobie tej siły, żeby w końcu zacząć działać. Aż do teraz, kiedy postanowiłem na prawdę zrobić coś w swoim życiu. I myślę, że wszystko pójdzie po mojej myśli, no bo przecież mam Was, prawda?



Mam nadzieję, że pomogłem tym wpisem każdemu, kto jest takim leniem jak ja, uświadamiając, że należy działać, ale na samym początku zrozumieć swoje wady i zacząć je pokonywać. Powolutku, szczebelek po szczebelku, aż w końcu nic nie będzie mogło stanąć nam na drodze. Każdy, nawet najmniejszy z tych szczebelków jest wart tego, aby na niego wejść. Pytanie tylko, czy Ty też odważysz się zrobić ten mały krok?

Inne ciekawe notki:

0 Komentarze

Pisz z kulturą i zasadami ortografii/interpunkcji.